GRAND PRIX WĘGIER F1 2015

 

 

   opracowanie i zdjęcia: Ewa Hordyniak



 

   www.gliwiczanie.pl




I wreszcie nadszedł ten dzień….. Czekaliśmy długo, bo bilety zamówiłam jeszcze w lutym. Nie dostałam ich do domu, bo płacić 20 euro za samo przysłanie biletów wydało mi się lekką przesadą, przecież i tak pojadę, więc odbierzemy na miejscu. No to odebrałam i mam J.


 

 
 

 
 

 

Przy okazji sprawdziliśmy dojazd do toru, rozmieszczenie parkingów i najwygodniejsze dla nas wejście, żeby w dniu „0” nie błąkać się jak sieroty.






26-go pobudka wczesna, bo do przejechania ok 80 km. Wprawdzie autostradą, ale obawiamy się korków, a bilety są nie tylko na F1, lecz na cały dzień obejmujący wyścigi GP3, GP2, Porsche Super Cup no i oczywiście F1. Trochę informacji o torze: Tak naprawdę tor HUNGARORING wcale nie mieści się w Budapeszcie, tylko w maleńkiej miejscowości Mogyorod prawie 30 km od stolicy Węgier. Zbudowany i oddany do użytku 30 lat temu położony wśród pól i łąk (co okazało się jego wielką zaletą). Długość okrążenia: 4.381 km





 

 

 

Zjeżdżamy z autostrady świetnie oznakowanymi wąskimi drogami, jadąc w niekończącej się kolumnie samochodów, ale bez najmniejszych przestojów. Okazuje się, że prawie wszystkie drogi wokół toru do południa są oznaczone tymczasowymi znakami drogowymi zamieniającymi je w drogi jednokierunkowe „do toru”. Co kilka metrów policja i służby porządkowe i porządek naprawdę jest. Dojeżdżamy do naszego parkingu (każdy posiadacz biletu ma prawo do darmowego parkingu) i okazuje się, że ten parking to ogromna, utwardzona łąka. Nie ma wyznaczonych miejsc, ale są dziesiątki osób obsługi pilnujących, by parkowano auta w idealnie równych podwójnych rzędach, z wystarczającą ilością wolnego miejsca do wyjazdu. Każde auto jest „pilotowane” i palcem pokazują gdzie zaparkować. Szybko, sprawnie i równiutko. Wprawdzie zastanawiamy się jak będzie wyglądał wyjazd z łąki kilku tysięcy aut, w jednym czasie, bo wyjazd jest szerokości jednego auta, ale będziemy się tym martwić wieczorem, poza tym jesteśmy na urlopie i nigdzie się nam się spieszy. Po pierwszej kontroli biletów wchodzimy przez bramę w wysokim betonowym ogrodzeniu na teren toru. Postanowiliśmy najpierw odszukać nasze miejsca, a dopiero potem rozejrzeć się po całym torze. Drugi rząd ogrodzeń – już siatkowych, druga kontrola biletów i znajdujemy naszą trybunę.










Wdrapujemy się po drewnianych schodach na trybunę, znajdujemy rząd i miejsca – super, jesteśmy wysoko, żaden płot nie zasłania, dodatkowo prawie przed nosem ogromny telebim, żeby nic co się dzieje na innych częściach toru nie umknęło. Akurat lecą samochody GP3 i mam przedsmak tego co się będzie działo – ryk uniemożliwiający komunikację, ale podnoszący adrenalinę, bolidy przelatują mi przed nosem i hamują bo muszą wejść w chyba najostrzejszy zakręt toru, gdzie usiłują się przepychać i wyprzedzać – super miejsce, po prawej widzę prostą start-meta i wyjazd z pitline, a przed nosem pierwszy zakręt.


     


 

 
 


 




 


 
 

 
 

A że siedzę dość wysoko widzę kawał toru przed sobą i jego otoczenia – okazuje się że takich polnych parkingów dookoła jest wiele, na każdym mrowie aut – dociera do nas ogrom przedsięwzięcia.

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

Skorzystałam z przelatujących stadami bolidów GP3 i posprawdzałam ustawienia aparatu, aby mieć pewność, że w czasie najważniejszego wyścigu nie będę musiała nic regulować, a zdjęcia wyjdą ostre.

W GP3, w dwóch różnych zespołach jeździ dwóch Polaków – Artur Janosz i Aleksander Bosak, ale radośnie zaraz na początku wyścigu ma którymś z pierwszych zakrętów panowie zderzyli się właśnie ze sobą, więc nie było komu kibicować.

 

 







Urażeni tym idiotycznym zderzeniem  idziemy zwiedzać resztę toru. Tłum przewala się w każdą stronę, zaczynamy od kawy, której nie zdążyliśmy wypić przed wyjazdem (staram się nie patrzeć na cenę kawy, żeby mnie szlag nie trafił – mam urlop, mam być zadowolona, martwić się będę potem). Stoiska głównych teamów z koszulkami, bluzami i tysiącami dupereli markowanych znakami zespołów za jakieś absurdalne pieniądze. Obszerne kontenerowisko z toaletami – przy tych tysiącach ludzi i stoiskach z piwem, naprawdę ważne – są czyste, przestronne i pachnące.










 
 
  Dalej stoi ogromna przyczepa teamu McLaren Honda z symulatorem bolidu – takim wypaśnym, na siłownikach symulujących przeciążenia działające na kierowcę. Zabawa ta nawet nie jest droga, ale niestety kolejka jak tasiemiec, a my bardzo chcemy zdążyć na Porsche Super Cup, gdzie jeździ i to doskonale nasz Kuba Germaziak ( w 2014 zdobył tytuł wicemistrza, a w 2011 był trzeci). Dlatego odpuszczamy symulator i zwiedzamy dalej.
 
 
 
   
 
 

   

Nad głowami wciąż kłębią się helikoptery – VIP-y nie przyjeżdżają tu autami, tylko przylatują drogą powietrzną, na lądowisku helikopterów jak przy wyjściu  z ula….


















Jeżeli chodzi o potrzeby kulinarne kibiców, najbardziej podoba się nam połączenie kultur – Meksyku i Węgierskiej, tzn. stoisko serwujące „Gulasch in Tortilla”… Chyba dobre, bo ludzie kupowali…








 

Jest sala z innymi symulatorami, takim zwyczajniejszymi, więc tylko popatrzymy, nie kusi nas jak tamten…



 




 

Na wszystkich materiałach reklamowych i informatorach przy nazwie Hungaroring widnieje liczba 30 – to po prostu 30 wyścig F1 jaki odbywa się na tym torze, 30-te Grand Prix Węgier. Dla nas jest to szczególnie cenne, bo bilety na ten wyścig kupiliśmy sobie w prezencie z okazji 30-tej rocznicy ślubu. Wychodzi, że my tak równo z tym Hungaroringiem… J



 






Znajdujemy się dokładnie naprzeciwko pitstopów teamów F1, które przygotowują już bolidy do wyścigu, więc korzystam i niedyskretnie do nich zaglądam za pomocą zooma. Zespoły GP3 i GP2 mają pitstopy przenośne (znaczy mobilne, które po za kończeniu rywalizacji pakują się szybciutko i zjeżdżają w ogóle z toru, aby nie zawadzać. Tylko Porsche mają swój postój na środku toru z wjazdem zaraz za pierwszym zakrętem).






















 

Z toru wciąż dochodzi dudniący ryk – to GP2 zaczęło rywalizację. W sumie co najważniejsze widzieliśmy, przeciskanie się w tłumie jest trochę męczące, jakkolwiek muszę przyznać że atmosfera jest wspaniała – ludzie przyjechali z prawie całego świata by obchodzić święto miłośników wyścigów, więc radośnie świętują. Pomału wracamy na naszą trybunę, żeby usiąść i zobaczyć początek wyścigu Giermaziaka, tym bardziej, że startuje z piątego miejsca, więc ma szansę się przepchać, bo wiemy że on to potrafi.

Trafiamy jeszcze na końcówkę GP2, bolidy większe od poprzednich a ryczą jeszcze szlachetniej.



 








 

Wreszcie finisz, wręczanie wszystkiego i powolny przejazd mobilnych pitstopów opuszczających tor.



 








 

A potem tuż przed nami otwiera się brama ogrodzenia wewnętrznego toru i po jednym wyjeżdżają samochody Porsche. Robią jedno pełne okrążenie i ustawiają się na linii startu. Do przejechania mają tylko 13 okrążeń, więc możemy spokojnie pokibicować.

 















Po chwili ruszają, Polak w biało-czerwonym wozie teamu VERVA z numerem 1 przepycha się po zewnętrznej do przodu i  w pewnej chwili jest nawet drugi, ale niestety na naszym zakręcie zostaje zepchnięty na zewnątrz i wraca na swoje piąte miejsce. Pole position zajmował Sven Müller z zespołu Lechner Racing Middle East. Jak wyrwał ze startu, tak niezagrożony dojechał do mety.

 































 

Piękne auta, dźwięk silników chyba nie do pomylenia z niczym innym. Na ostatniej prostej przed metą Kuba dostał skrzydeł, albo znalazł gdzieś dodatkowe konie pod maską i wyprzedził o włos Alexa Riberasa, dzięki czemu dojechał jako czwarty. Jest to wprawdzie dla sportowców bardzo bolesne miejsce – tuż za pudłem, ale dzięki temu manewrowi Kuba uzyskał więcej punktów i nie dał się w klasyfikacji ogólnej przegonić  Came Ledogarowi, który tym razem był drugi. Jedna sierota gdzieś na torze się rozbiła – doturlał się do bramy i wepchnęli go na stanowisko. Zwycięzcy pojechali na wręczanie, a pozostałe samochody przejechały gęsiego z powrotem na swój parking na środku toru.



 








   Już po chwili zobaczyliśmy, że w pitline na wielką platformę ciągniętą przez ciężarówkę ładują kierowców F1. Jest to parada kierowców – pomalutku na otwartej platformie przejeżdżają cały tor pozdrawiając widzów i zbierając oklaski. I tu pierwszy zastanawiający fakt – nie lubię Hamiltona, mój mąż nie lubi Hamiltona, wszyscy dookoła na trybunach nie lubią Hamiltona…. Nagrabił sobie butą, chamstwem, zarozumiałością, walką z kolegami z zespołu itd. Itp. Nie byłam pewna czy wszystkie negatywne opinie o nim jakie czytałam to prawda, czy może uwzięliśmy się… No ale patrzę na tę platformę i co widzę – grupa radosnych młodych chłopaków z całego świata, niektórzy naprawdę znani, mający ogromne sukcesy na kontach – stoją machają, uśmiechają się – wiem, taką mają pracę i to jest jej część – potem kawał pustego miejsca i stoi Hamilton tyłem o publiczności i ręką w kieszeni gada przez komórkę…. Poczułam że on ma nas w d…. Jak go lubić? Nie zniży się do pomachania publiczności?

 














 

Przejechali – pojechali.

Potem są jakieś inspekcje pitline, kontrolne i techniczne przejazdy samochodów bezpieczeństwa i medycznego po torze. 



 





 




DALEJ