MAJÓWKA NA BAŁKANACH

 dzień trzeci


 

   opracowanie i zdjęcia: Ewa Hordyniak


                        

 

   www.gliwiczanie.pl


 

   No i jesteśmy w Czarnogórze. Nasza pilotka jest jednocześnie przewodniczką po Czarnogórze, więc zasypuje nas wiadomościami, dykteryjkami i legendami. Nie sposób wszystkich zapamiętać, część zapisałam, część uleciało....
Zacznijmy od tego, skąd się wzięła Czarnogóra - Pan Bóg tworząc świat wziął worki z różnymi materiałami - tu sypnął piaskiem i jest pustynia, tam nalał wody i jest morze, gdzieś sypnął kamieniami i są góry. Ale zobaczył to diabeł i pomyślał, że Bóg w workach ma jakieś skarby, więc jeden worek mu ukradł. Uciekł w ustronne miejsce i do worka zajrzał a tam same kamienie!! Tak się zezłościł, że wszystkie kamienie wysypał - i tak powstała Czarnogóra.
 
   Państwo ma powierzchnię naszego województwa mazowieckiego, ale jakby je wyprasować to byłoby większe od Polski.... Ogromne góry stykające się z morzem , a do życia zostaje wąziutki pasek nad samą wodą. Mój mąż rozejrzał się i stwierdził że się czuje jak nad morzem w Zakopanem....
   Czarnogórców jest ok 600 tysięcy, więc w zasadzie się wszyscy znają..... Są bardzo odmiennym ludem od pozostałych ludów bałkańskich - są przemili, otwarci, życzliwi i niewyobrażalnie leniwi. Sami z siebie się śmieją, doskonale zdają sobie sprawę ze swoich wad.

Stworzyli 10 przykazań Czarnogórca:
1: Człowiek rodzi się zmęczonym i żyje, by wypocząć
2: kochaj łóżko swoje jak siebie samego
3: wypoczywaj za dnia, byś nocą mógł się wyspać
4: nie pracuj, praca zabija!
5: jeśli widzisz kogoś, kto odpoczywa- pomóż mu!
6: Pracuj mniej niż możesz, a to co się da przerzuć na innego!
7: W cieniu jest zbawienie, wypoczynek jeszcze nikomu nie zaszkodził
8: Praca powoduje choroby- nie umieraj zbyt młodo!
9: Jeśli jednak, jakimś sposobem, zechce Ci się popracować- usiądź, poczekaj, zobaczysz- przejdzie Ci
10: Gdy widzisz, że jedzą i piją- przyłącz się, lecz jeśli zauważysz że pracują, to odejdź, by nie przeszkadzać

   To w zasadzie mówi wszystko: otacza ich totalna bylejakość, śmietnik, niedokończone roboty i budowy. Gdy jechaliśmy remontowaną drogą przewodniczka zawołała żeby robić zdjęcia bo jeden Czarnogórzec macha łopatą!
Czarnogórcy odkryli dlaczego co 30 lat mają trzęsienie ziemi - co 30 lat Czarnogórcy zabierają się do jakiejś roboty i ziemia się trzęsie ze śmiechu....
Nowoczesne tunele i drogi budują im Słoweńcy, bo jak się zabrali za drążenie tunelu od dwóch stron to się minęli - i NIE JEST TO ŻART tylko fakt. Przewodniczka podawała nawet nazwę miejscowości gdzie jest obecnie dwukrotnie szerszy tunel niż planowano....

   Podróżując po Czarnogórze trzeba bardzo uważać na drogach - ruch jest dość duży a zasad nie ma.... Mieszkańcy uważają, że znaki drogowe to tylko sugestie, znaki poziome to asfalt o innym kolorze, a pierwszeństwo ma większy.... Piesi włażą na przejścia na własną odpowiedzialność bo o żadnym pierwszeństwie nie ma mowy. Jednocześnie na szczęście jako mili ludzie często pieszych przepuszczają, czego sama doświadczałam. Nie było nam na drogach tak źle bo my byliśmy tym większym na większości tras. No i jeszcze najważniejsza część w samochodzie! Tam jest to klakson.... Kupując auto najpierw się sprawdza czy klakson działa.... Ale trąbią na siebie nie tak jak my - w złości, bo gupek, bo zajechał... Oni się pozdrawiają! A że znają się wszyscy to trąbią bez przerwy.... Nasza pilotka jest rezydentką na Czarnogórę i kiedyś w służbowym aucie popsuł się klakson - jak dojechała do hotelu już miała kilka telefonów: "Irka, co ty obraziłaś się? Pozdrawialiśmy cię a ty nic?!"

   Ku naszemu zdziwieniu walutą Czarnogóry jest euro. Tak, całkiem oficjalnie europejskie euro w kraju, który nie jest członkiem Unii Europejskiej. Jak to możliwe? Otóż po wojnie gdy szalała hiperinflacja Czarnogóra zaczęła korzystać z niemieckiej marki, jako że waluta mocna, a powiązania gospodarcze były silne. Gdy Niemcy postanowili przejść na euro Bank Europejski dał Czarnogórze do wyboru - albo od razu wybiorą sobie jakąś swoją walutę, albo przejściowo, na 3 lata przyjmą te niemieckie euro aby ustabilizować gospodarkę, a potem przejdą na jakąś swoją walutę. Jak wiadomo prowizorka jest najtrwalsza, więc od 2002 roku tak trwa. Co jakiś czas Bank Europejski wysyła do władz Czarnogóry pisma ponaglające, ale jakimś dziwnym trafem poczta ich nie dostarcza, giną gdzieś po drodze.... i tak od 15 lat......

   I na koniec ciekawostki lingwistyczne. Nasze języki należą do tej samej grupy języków słowiańskich, więc się można dogadać tyle, że trzeba uważać, bo są pewne zwroty mogące wywołać zamieszanie. I tak na przykład:
wredna żena to pracowita kobieta
a frajer to przystojniak
trudna żena to kobieta w ciąży więc zatrudnić - to ichnie zajść w ciążę. Zwłaszcza ten zwrot bywa powodem wielu nieporozumień gdy Polacy chcą tam popracować w okresie letnim....
Jak ci każą jechać prawo to znaczy że musisz jechać na wprost, a kikiriki to orzeszki. No i świetne hulahop - to są po prostu damskie rajstopy....

     
   
     
  Na powyższym zdjęciu widać nasz hotel. Całkiem fajny, niedaleko morza, z atrium na które wychodziły bezpośrednio pokoje na parterze. No tak ale to Czarnogóra, więc niedomykające się drzwi, niepasujące futryny, popsute zamki to norma. Na każdą reklamację właściciele z uśmiechem oznajmiali "nema problema", a my musieliśmy zostawiać rzeczy w otwartych pokojach i kąpać się w zimnej wodzie..... Ale klima działała.  
     
   
     
  Tak więc przyswoiliśmy trochę wiedzy na temat kraju w którym jesteśmy i zaczynamy zwiedzanie - dzisiaj mamy w planie 3 perły Czarnogóry - Budwę, Perost i Kotor.  

Zaczynamy od Budwy. Ale zanim tam dotrzemy mijamy wyspę św. Stefana - piękne miejsce zamienione w luksusowy hotel, jeden z najdyskretniejszych na świecie, bywały i bywają tam najjaśniejsze gwiazdy Holywood, polityki i sportu (jak Marilyn Monroe, Claudia Schiffer, Kirk Douglas, Sophia Loren, Elizabeth Taylor, Sylvester Stallone, Willy Brandt, czy Bobby Fischer, Ingemar Stenmark i inni z tej półki) niekoniecznie ze ślubnymi partnerami. Ochrona wyspy jest tak zorganizowana, że żaden paparazzi nie ma szans.

 



 
  Historia tej wyspy też jest ciekawa.
W XV wieku istniała tu muzułmańska wioska Divic. Po przybyciu chrześcijan na wyspę św. Stefana nazwę wsi zmieniono i wtedy też zaczęła ona służyć jako przystań dla piratów. W XV i XVI wieku za czasów tureckich najazdów Sveti Stefan ufortyfikowano – oryginalne mury obronne zachowały się do dziś. Od XV wieku do roku 1950 istniała tu umocniona wioska rybacka, której mieszkańcy z trudnością wiązali koniec z końcem, utrzymując się wyłącznie z rybołówstwa bądź wytłaczania oliwy. Jak głosi legenda kiedyś jeden z mieszkańców obserwując morze zauważył flotylle piratów czającą się aby zaatakować Budwę. Wsiadł na konia (musiał to być ktoś zamożny, bo miał konia) i pogalopował ostrzec mieszkańców Budwy. Gdy wracał okazało się, że w zatoce stoi zacumowany statek piracki wypełniony skarbami, prawie nie strzeżony. Zwołał grupę mężnych wojów i złupili ten statek. Następnie zrobili naradę jak się podzieli ten łup. Ustalili, że każdy kto brał udział w ataku ma prawo wybudować jeden porządny obszerny dom. I tak wyspa obrosła dostatnimi, murowanymi domami, które po 2000 roku zamieniono w ekskluzywne apartamenty. 1 nocleg na wyspie to ok 750 euro od osoby.....
 

   







 

Apartamenty w tym hotelu nie mają numerów tylko nazwy, np."Pod kwiatem pomarańczy" i "Pod rozgwiazdą morską".
   A my jedziemy dalej, do Budwy.
   Legenda głosi, że Budva została założona przez Kadmosa, fenickiego herosa wydalonego z Teb, który znalazł tu schronienie dla siebie i swojej żony, Harmonii. Zgodnie z ustaleniami archeologów, wpierw (od IV w. p.n.e.) istniała tu jednak osada iliryjska, później dopiero kolonia grecka Buthoe. W 168 r. p.n.e. miasto wraz z całą okolicą zostaje przejęte przez Rzym. Za czasów rzymskich, nosiło nazwę Butua i było częścią prowincji Illyricum (w czasach Republiki), a później Dalmatia (w czasach Cesarstwa). Wówczas rozwinął się handel oraz uprawa winorośli i oliwy. Największy rozkwit miasta przypadał na I i II wiek n.e.. Po upadku Cesarstwa Rzymskiego i jego podziale na Wschód i Zachód, miasto leżało w obszarze granicznym obu potęg, co wywarło wpływ na jego historię i kulturę.
 Obecnie Budwa to imprezowe centrum Czarnogóry. Jest to moloch który rozsiadł się u stóp pobliskich gór, oplótł swoimi mackami wszystkie plaże i najeżył się mnóstwem wysokich i kompletnie nie pasujących do okolicy wieżowców, z których jeden jest brzydszy od drugiego. Tylko starówka jakoś broni się klimatem, ale jest stłamszona i przytłoczona otaczającym ją wrzaskliwym kiczem.
   Rozejrzałam się po centrum i na samą myśl o tym, że miałabym spędzać urlop w tym młynie przebiegły mnie ciarki. Do oglądania nadaje się wyłącznie stare miast, ale jak już wspomniałam jest niewielkie a jego usytuowanie na cyplu sprawia wrażenie, że też chce uciec z tego okropnego kurortu.


 
   
   




   
   
   
   
   
     
  Wróciliśmy odpychająco wrzaskliwym deptakiem do autokaru i jedziemy dalej. Po drodze mamy Kotor, ale to miasto zostawiamy sobie na koniec, bo przewodniczka dobrze wie, że po Kotorze nic już na nas nie zrobi większego wrażenia.... Dlatego najpierw jedziemy do Perastu, gdzie odbędziemy rejs stateczkiem na wyspę Matki Boskiej na Skale.  
     
   
   
   
   
     
  Perast to małe urokliwe miasteczko wciśnięte między zbocza gór a wody Boki Kotorskiej. Jak większość tego terenu zamieszkałe było przez rybaków. Kiedyś wracający z rejsu rybacy na skale wystającej z wody znaleźli obraz Matki Boskiej, który z pietyzmem przenieśli na ląd. Następnego dnia nie wiadomo jak obraz znowu tkwił na skale. Znów go przenieśli, a on znów wrócił na skałę. Uznano, że tam jest jego miejsce i usypano na tej skale sztuczną wyspę w kształcie łodzi, na niej kościółek i w jego prezbiterium umieszczono obraz.
Obok jest druga wysepka Wyspa św. Jerzego, nazywana przez niektórych Wyspą Umarłych - z klasztorem obecnie stanowiącym mini-sanatorium dla księży.
 
     
   














   
   
   
   



 

W kościele ściany są wyłożone wręcz srebrnymi wotywnymi blachami przedstawiającymi głównie statki w sztormie - modły mieszkańców tego portowego miasteczka dotyczyły w większości szczęśliwego powrotu do portu.....

 



 

Po obejrzeniu i obfotografowaniu wysepki wracamy na ląd oblecieć miasteczko. Perast wraz z Kotorem i innymi okolicznymi miejscowościami został w październiku 1979 r. wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako część tzw. Przyrodniczego i Kulturowo-Historycznego Regionu Kotoru. Cudne miejsce, żadnego wieżowca i straganu z tandetą.....

 















 

Wracamy do Kotoru, po drodze oglądamy opuncje rosnące na poboczach, a które są co roku ogołacane z kwiatów, bo robi się na nich świetną rakiję.....

 





 

Kotor jest jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w południowo-wschodniej Europie, pełen zabytkowych budowli. Stare Miasto otoczone jest średniowiecznymi murami miejskimi, które łączą się z twierdzą św. Jana (Tvrdjava Sv. Ivan) na Samotnym Wzgórzu na wysokości 260 m n.p.m. Długość murów wynosi 4,5 km, wysokość – 20 m, a szerokość do 15 m.

 







 

Charakterystyczną średniowieczną urbanistykę stanowią wąskie, kręte uliczki i nieregularne place, prawosławne i katolickie świątynie i budynki w stylach romańskim, gotyckim, renesansowym i barokowym.
Pośród labiryntu wąskich uliczek i tajemniczych zaułków na każdym kroku natrafia się na ciekawy zabytek. Znajdują się wśród nich pałace zamożnych rodów kotorskich i obiekty sakralne. Na uwagę zasługuje Pałac Buciów położony przy Placu Brašna oraz zlokalizowany po przeciwnej stronie Pałac Pimów. Jednym z symboli miasta obok wieży zegarowej jest studnia Karampana, pochodząca z XVII wieku.


 




   





















 

Na powyższym zdjęciu widzimy pałac rodu Beskuća - w ich języku znaczy to ni mniej ni więcej: "bezdomni". Wstydzili się bardzo swego nazwiska i prosili króla o zgodę na zmianę nazwiska. Męczyli i jojczyli, aż wreszcie władca powiedział, że zgodzi się na zmianę jeżeli wybudują 100 domów. Rodzina zabrała się do roboty. Pokolenia kolejne budowały kolejne domy, ale przez ponad 3 wieki wybudowali około 60 domów i ród wygasł..... No i zostali Bezdomni.....
   Ja osobiście zaczęłam podejrzewać, skąd wzięła się nazwa Kotor:


 











 

Koty są wszędzie, spokojne, nienachalne, dostojne - opanowały miasto. Nieliczne psy obchodzą je szerokim łukiem z szacunkiem.....
Inna sprawa, że przy brudzie panującym w Czarnogórze (no bo nema problema) bez kotów już dawno zeżarłyby ich szczury.....
   A my jeszcze rzut oka na mury i wracamy do hotelu. Nie wlazłam na mury, czego bardzo żałuję, zwłaszcza gdy usłyszałam relację tych co się wdrapali, ale mąż nie wyrażał entuzjazmu do tego pomysłu a ja nie chciałam go zmuszać, bo w końcu wycieczka ma być przyjemnością a nie przymusową mordęgą. Potem stwierdziłam, że mogłam go zostawić nad dobrym piwem i burkiem w jakiejś knajpie i lecieć samopas, ale było już za późno.
 Apropos burki.... To kolejna potrawa regionalna o której usłyszeliśmy od przewodniczki i którą postanowiliśmy skosztować. Okazały się cudem zupełnym. Ciasto jak francuskie nadziane albo mięsem, albo serem, albo zieleniną, albo innymi pysznościami, zwinięte w ślimaka, pieczone i podawane na gorąco.... Wielkości solidnej patelni kosztuje od 1,20 do 1 euro jest pyszne i sycące. Po pierwszej degustacji już codziennie żywiliśmy się mięsnymi burkami, bo między śniadaniem a obiadokolacją miewaliśmy po 12 godzin przerwy, a burki są w prawie każdej piekarni i jakie pyszne! I jakie tanie!


 


     

Wracamy do Sutomore rozglądając się po drodze.

 









 

Mijamy w Budwie hotel  będący skrzyżowaniem wiszących ogrodów, apartamentowca i nie wiem czego jeszcze, a po zmierzchu wyglądający jak oświetlony Titanic. Nie wiem czy to dobrze zważywszy jak Titanic skończył....

 


     
  A powyżej najdroższy hotel w Budwie, noclegi po 700 euro za łeb. W tej cenie każdy gość dostaje własnego kamerdynera.... Nie było chętnych, więc jedziemy dalej.  
     


   
   
   
     
  Na wjeździe do Sutomore,  widać wzniesienie Golo Brdo z ruinami weneckiej twierdzy Haj-Nehaj z XVI wieku, położonej na wzgórzu o wysokości 232 m  
     
   
   
     
  Jak głosi legenda twierdzę wybudowały kobiety w obronie przed Turkami w czasie gdy ich mężowie i ojcowie wypływali w długie rejsy. Twierdza była nie do zdobycia, bo prowadziła do niej tylko jedna ścieżka bardzo dobrze ukryta. W końcu Turcy zastosowali fortel - złapali miejscowego osiołka, i poganiali go pozwalac mu iść gdzie chce. A że pierwotnie był używany do transportu towarów do twierdzy, poszedł jak po sznurku do ukrytej ścieżki. I tak niestety Turcy twierdzę zdobyli.....  
     

Wróciliśmy do hotelu jeszcze za dnia, więc trzeba wreszcie zobaczyć gdzie jesteśmy i gdzie jest to morze piękne nad którym ponoć się znajdujemy. Poszliśmy na spacer....
     
   
   
   
   
     
           O matko.... plaża miejska..... W takim syfie nie chciałabym spędzić nawet 5 minut.... Cała plaża ma jakieś 500 metrów, ile roboty wysprzątać - 5 osób w 3 dni??!!! Ale po co - jeszcze nie ma sezonu więc po co mają sprzątać? - Takie jest oficjalne tłumaczenie. Nema problema, przyjdzie sezon to się wysprząta, o co ten krzyk, to nikomu nie przeszkadza.....  

DALEJ