|
Sobota powitała nas ponurym deszczem połączonym z temperaturą oscylująją
wokół 12 stopni Celcjusza. Niestety - taką pogodę zapowiadał portal
AccuWeather, któremu ja wierzę i znowu się sprawdziło. Prognoza
obiecywała taką pogodę calutki dzień. Ale cóż: "trza być twardym a nie
miętkim" więc płyniemy. Ale płyna istotnie najtwardsi, część załóg
odpuściła..... Dziesiaj płyniemy Liswartą - busik wiezie nas do
miejscowości Zbory-Młyn i w siąpiącym deszczu wodujemy kajaki. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Powyższe zdjęcie wyszło mi przypadkowo troszkę
ironiczne.... |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Liswarta jest nieprawdopodobnie malownicza - mniejsza niż Warta ale dzika
, z przeszkodami w postaci zwalonych drzew, kamiennych progów i
chaszczy. Chwilami przestawałam wiosłować i napawałam się widokami, bo
mimo padającego wciąż deszczu było tam tak pięknie, że zatykało z
wrażenia. Niestety zdjęć robiłam mało, bo deszcz nie ustawał ani na
chwilę i było mi szkoda sprzętu. Już w tym roku naprawiałam mój
podstawowy obiektyw za drobne 5 stów.... |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W pewnym momencie przeszkody w postaci
kamiennych progów wyeliminowały kolegę Sebastiana - jego kajak pękł i
zaczął szybko nabierać wody. Seba musiał wylądować i poczekać na pomoc.
Na szczęście organizator - Romek dał radę dojechać autem z przyczepką i
podmienić kajak na cały - Seba wyruszył znowu goniąc stawkę. |
|
|
Płynęliśmy ciągle machając wiosłami, bo rzeka trudniejsza, wymagająca
wysiłku i uwagi, więc w ogóle nie czuliśmy zimna. Wręcz przeciwnie,
chwilami było mi wręcz gorąco. Wreszcie postanowiliśmy odpocząć -
znaleźliśmy niedużą łachę i dobiliśmy na jedzonko i odsapkę. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie odpoczywaliśmy długo - bez ruchu, w ciągle padającym deszczu dotarło
do nas, że jest cholernie zimno! Szybki posiłek, w kajaki i wio dalej. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Dalej było gorzej, bo dogonilismy jakiś inny spływ - totalnych gamoni! W
przeszkody ładowali się po trzy kajaki na raz, co kończyło się
kłopotami, blokowaniem rzeki i wrzaskami, pływali zygzakiem, a w
najwęższych miejscach dopływali do siebie, bo akurat musieli pogadać -
rozpacz! Wyprzedzenie ich wymagało niesłychanej koncentracji i nagłych
zrywów do sprintów, aby w krótkich momentach szerszego koryta wyprzedzić
kolejnych cymbałów.... Wykończyło to nas tak, że po wyjściu na
czyste wody docisnęłiśmy aby jak najszybciej dotrzeć do celu. Nawet już
nie wyciągałam aparatu w obawie, że jak zwolnimy to zaś te patałachy nas
dogonią. Wreszcie po prawie 20 kilometrach wypłynęliśmy z Liswarty do
Warty - o jak dobrze, już nasz ośrodek!!! |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Zrzuciliśmy mokre łachy, gorący prysznic i do ciepłego ogniska! Niewielka
mżawka nas nie zniechęcała, więc daliśmy radę zorganizować zawody
strzeleckie! |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Józkowi wiatrówka myliła się karabinem maszynowym - strzelał z każdej
pozycji do wszystkiego - staraliśmy się nie włazić mu pod muszkę, bo nie
wiadomo jakby zareagował.... Za to Darek usiłował wprowadzać
okoliczności wojenne i utrudniał strzelanie ile wlezie.... |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Stosowano różne techniki strzelania.... |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Ania zarządzała jedzonkiem.... |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Józek opowiadał kawał.... |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
A młody jak się dorwał do spluwy, to nie mozna go było odspawać.
Wystrzelał cały zapas śrutu..... |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wreszcie poczułam się zmęczona. Po przypłynięciu jeszcze optymistycznie
poszłyśmy z Anią piechotą do sklepu - okazało się to tak cholernie
daleko, że szybkim marszem w jedną stronę szło się 45 minut... Jakies
koszmarne 4 kilometry! W jedną stronę! Ta przebieżka mnie dobiła i już
przed dziesiątą się poddałam. |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|