SPŁYW KAJAKOWY PILICĄ

         Nasz nieoceniony kolega Darek ponownie, jak co roku, zaproponował spływ kajakowy. Tym razem Pilicą. Już w trzech spływach przez niego organizowanych brałam udział, więc zapisałam się natychmiast, bo imprezy były to przezacne. Trochę zaniepokoiła mnie rozpiska trasy dostarczona przez organizatora. Start w Szczekocinach i pierwszy etap do Koniecpola. Drugi dzień z Koniecpola do Maluszyna, a ostatni z Maluszyna do Przedborza. Poszukałam w Internecie informacji o spływach Pilicą i okazało się, że wszystkie firmy (poza jedną) organizujące takie spływy zaczynają trasy w Maluszynie!!! I piszą wyraźnie, że wcześniej nie ma sensu bo wyżej trasa jest bardzo trudna, z dużą ilością przeszkód. Gdy zgłosiłam swoje nieśmiałe zastrzeżenia na zebraniu uczestników moje wątpliwości zostały zbagatelizowane, bo przecież fachowcy wiedzą lepiej... Trudno, chyba koledzy znają trasę skoro lekceważą moje uwagi... O ja naiwna :)
 
 
W piątkowy poranek zostaliśmy wygodnym autobusem dowiezieni do Szczekocin pod most. Kajaki już czekały, Pilica przypominała szerszy rów melioracyjny, przechodnie patrzyli na nas z lekkim niedowierzaniem....
 
na powyższym zdjęciu widzimy bandę optymistów, którzy jeszcze nie wiedzą co ich czeka :)
 
Zaczynamy wodowanie.
i płyniemy....

Zbliżamy się do pierwszej przeszkody - zabytkowego młyna, w którym niestety nie ma juz młyna, tylko mała elektrownia...
 

Dorotka sprawdzała na rozpisce trasy punkty orientacyjne. Młyn się zgadzał....
 

A potem zaczęła się pełna egzotyka, o której czytałam w internecie, tylko mnie nikt nie słuchał......
 

Jazda figurowa kajakiem połączona z survivalem i galerami. Przeszkody to nie wszystko - rzeka pokręcona przy tym jak baranie flaki - chwilami miałam wrażenie, że płyniemy w kółko. Jak pokręcona jest Pilica w tym rejonie można zobaczyć na zdjęciu:

Musieliśmy zrobić odpoczynek, bo mieliśmy za sobą już 2,5 godziny ciężkiej pracy, ręce zaczynały boleć.
Odpoczęliśmy, podjedliśmy i popłynęliśmy dalej.
 
   
    Minęła już godzina 17-ta a my ledwo zipiąc wiosłowaliśmy dalej. Koledzy kibice piłkarscy zaczynali juz warczeć, że jak nie zdążymy na mecz to ich trafi. I na szczęście przy następnym moście czekał autobus i przyczepa na kajaki - mój Boże Koniecpol!! Nareszcie!!!!
    Nocleg czekał w ośrodku MOSiR-u w Koniecpolu. Pole namiotowe, świetlica z obiadkiem i co najważniejsze - telewizorem tylko dla nas. Na salę wchodziliśmy dokładnie w tej samej sekundzie w której nasi piłkarze wchodzili na murawę stadionu by rozpocząć mecz otwarcia - zdążyliśmy.....
    Ośrodek położony w pięknym miejscu, nad rzeczką Młynówką tuż przy pałacu Potockich. Tyle że zapuszczony i zaniedbany. Okazało się, że cały ten teren wraz z pałacem podlega właśnie procesowi zwrotu dawnemu właścicielowi i nie wiadomo co z nim będzie, więc inwestowanie jakichkolwiek pieniędzy w ośrodek jest bez sensu. Przy okazji dowiedzieliśmy się mocno bulwersujących rzeczy. Dawni właściciele - rodzina Potockich - wystąpiła o zwrot mienia. Pałac w czasie działań wojennych został zrujnowany przez wojska radzieckie. Po wojnie odbudowało go państwo Polskie własnym sumptem. Oczekujecie że Potoccy uwzględnili ten fakt w swoich żądaniach finansowych? A jakże - zażądali odszkodowania za to, że odbudowano go niezgodnie z pierwotnymi planami, a następnie odszkodowania za użytkowanie niezgodne z przeznaczeniem. Kwoty idące w miliony złotych. Nie wiem jak innym - mi się nóż w kieszeni otwierał.... W ten sposób ludzie socjalistami zostają :).
 

   Po meczu rozpaliliśmy ognisko i zaczęła się część wieczorna - ale przyznać muszę że wyjątkowo krótka - wszyscy byli tak zmęczeni, że przy ognisku zostali najwytrwalsi. Reszta padła w akompaniamencie niesamowitego chóru żab (w bajorze powstałym w niecce basenu zalęgła się kolonia żab - ilość nieprawdopodobna).
 
 
I na tym zakończyliśmy pierwszy etap spływu Pilicą

DALEJ