SPŁYW KAJAKOWY PILICĄ - cd

Drugi dzień spływu przywitał nas całkiem niezłą pogodą - śniadanko, zwijanie obozowiska, do autobusu i w drogę pod most. Nie wiem czemu ciągle zaczynamy i kończymy pod mostami, ale widocznie tak trzeba.
 
  
   Wystartowaliśmy bez problemu, ale właśnie zaczął padać deszcz..... 
 

   Pokonywanie przeszkód w deszczu nie jest przyjemne, jakkolwiek w krótkim czasie było nam wszystko jedno czy włazimy do wody czy nie - i tak byliśmy kompletnie mokrzy. Na szczęście etap okazał się całkiem fajny - owszem, były przeszkody, ale nieliczne, a pomiędzy nimi rzeka pozwalająca na spokojne wiosłowanie. W pewnym momencie przeszkodą był bardzo stary jaz - malowniczy, lekko zrujnowany.

    Koledzy którzy wykorzystując przerwę poszli "w las" wrócili zdziwieni - ni stąd ni z owąd w lesie stoi kapliczka ze świętym Piotrem, ufundowana przez Potockiego.....
 
 
Płyniemy dalej - kolejne przenioski połączone z krótkimi postojami nie przynoszą wiele ulgi, bo deszcz leje...
 

   Tę przeszkodę zalecali pokonywać z rozpędu. Kazali wiosłować jak najmocniej. I dopiero na zdjęciu zobaczyłam że tylko  ja wiosłowałam.......
 

   Na pociechę koło drugiej deszcz zaczął ustawać. Wyroiły się ważki i różne nartniki ciesząc się przebłyskami słonka.
 
 
   W końcu dopłynęliśmy do Maluszyna. Nocleg czekał w gospodarstwie agroturystycznym "Chata u brata". Etap był znacznie lżejszy - nie byliśmy tak wykończeni jak w dniu poprzednim, ale za to przemoczeni do suchej nitki. A na deser okazało się, że nie możemy podjechać do ośrodka bo most w remoncie - pomaszerowaliśmy ociekając wodą jakieś drobne 2 km, a w tym czasie autobus pojechał szukać innego mostu. Na szczęście czekało już ognisko, pyszny, gorący bigos i góra innego żarcia.
 
 
Autobus z naszymi manelami wreszcie nadjechał, można było się wykąpać i przebrać w suche rzeczy. Natenczas nadszedł zmierzch.
 

Impreza integracyjna przy ognisku - to naprawdę fajna sprawa - świetne towarzystwo, wspaniała atmosfera, mogliśmy siedzieć do późna. Nie pamiętam kiedy się tak uśmiałam.
 
Ach nie nie - Dareczek nie robi nikomu krzywdy - to jest fachowy masaż. Wprawdzie kolega Józek strasznie przy tym wrzeszczał - ale przeżył. Nawet ruszać się mógł.....
 
 
 
 
 
   Było naprawdę cudnie - śpiewy przy gitarze, nawet udało się zintegrować z turystami z Czech. (I nikt im nie wytykał wyniku meczu Czechy-Rosja:)) Taki wieczór to wspaniała nagroda za całodzienny wysiłek. Imprezę zakończył kolega o 3 nad ranem zgłaszając potrzebę snu, co uniemożliwiały popisy wokalne.....
 
I na tym zakończyliśmy drugi dzień spływu Pilicą

DALEJ